Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Arnolda, Dory, Pawła , 15 stycznia 2025

A teraz to wszystko zostało zaprzepaszczone

2024-07-16, Nasze rozmowy

Z Moniką Kowalską, byłą prezes Stowarzyszenia Twórców Kultury Kamienica, rozmawia Renata Ochwat

Monika Kowalska
Monika Kowalska

- Przestałaś szefować Stowarzyszeniu Promocji Kultury Kamienica. Czy to coś zmienia?

- Myślę, że dla samego stowarzyszenia niewiele się zmieni. Ja postanowiłam wycofać się z zarządu, ale osoby, które dotąd pracowały w stowarzyszeniu, nadal w nim pozostają. Ja zresztą też zostaję jako szeregowy członek. W zarządzie wciąż będzie dotychczasowy sekretarz Robert Piotrowski, a poza tym Bartek Nowak, który był bardzo aktywnym członkiem stowarzyszenia. To właśnie Bartek realizował wiele projektów dotyczących sztuki współczesnej. Prezesem stowarzyszenia została natomiast Michalina Januszkiewicz, która przez wiele lat pracowała w Muzeum Lubuskim i od wielu lat związana jest z gorzowską kulturą. Myślę, że taki napływ nowej krwi będzie dobry dla naszego stowarzyszenia.

- Czym stowarzyszenie się zajmowało?

- Przede wszystkim należy chyba zaznaczyć, że jest to najstarsze kulturalne stowarzyszenie w Gorzowie. Powstało w 1996 roku, zostało założone przez bardzo wówczas uznanych i znanych twórców gorzowskiej kultury. Oczywiście były wzloty i upadki, jak to w tego typu organizacjach. My przejęliśmy je w 2009 roku z rąk ustępującej prezes, Krystyny Kamińskiej. Zaczęliśmy robić rzeczy, które nas najbardziej interesowały. Nas, czyli Zbyszka Sejwę, mnie i Roberta Piotrowskiego, a potem właśnie Bartka Nowaka.

- Czyli?

- Były to przede wszystkim projekty związane z pamięcią i z historią Gorzowa, historią Landsberga. Wydaliśmy bardzo wiele pięknych albumów na temat historii Gorzowa i Landsberga. Przygotowaliśmy wiele wystaw historycznych, wykładów i spotkań. Pierwszy album „Z albumu Gorzowian”, który pewnie znany jest większości gorzowian, wydało właśnie stowarzyszenie. Powstał znakomity album o Parku Róż, album o Landsbergu Czasu Wielkiej Wojny, Łaźni, a także album o Starym Rynku. Dzięki wsparciu Fundacji Orange przeprowadziliśmy warsztaty filmowe „Moja kamienica, moje podwórko”. Poza tym stowarzyszenie działało na niwie sztuki współczesnej, czym zajmował się przede wszystkim Bartek Nowak, tworząc między innymi Galerię Terminal08, ale kilka projektów realizował też Zbyszek Sejwa. W ramach tych działań gościliśmy  wielu wybitnych artystów z całego świata. Naprawdę wiele się działo i nie wątpię, że jeszcze wiele się zdarzy.

- Zajmujesz się pamięcią, śladami przeszłości. Jak oceniasz zmiany w Gorzowie – jak choćby przebudowę centrum, czy rozświetlenie Kwadratu, przy którym mieszkasz?

- Ubolewam. Mam takie wrażenie, że nie szanujemy w ogóle naszej historii. Nie szanujemy tego, czym jest Gorzów, założeń urbanistycznych niemieckiego miasta. Wydaje mi się, że powinniśmy być z tego dumni, tym bardziej, że mamy bardzo dobre praktyki pojednania z byłymi mieszkańcami Landsbergu. Przecież te kontakty fantastycznie funkcjonowały w latach 90. i 2000. Oni tutaj przyjeżdżali, finansowali wiele imprez, ale też przebudowy, jak choćby fontannę na Starym Rynku. A teraz to wszystko zostało zaprzepaszczone. Przeraża mnie brak wrażliwości na to, co jest naszym dziedzictwem. Bardzo lubię jeździć po Niemczech i Czechach. I zachwyca mnie tam dbałość o każdy szczegół, drobiazg, o historię i jej materialne dziedzictwo. W Gorzowie niewiele już nam zostało z historycznej zabudowy, a niszczymy te pozostałości.

- Na przykład Stary Rynek?

- No, zabetonowaliśmy się. Zabetonowaliśmy praktycznie całe centrum i chyba wciąż idziemy w tę stronę. A przecież tendencje w wielu polskich i nie tylko polskich miastach są takie, żeby raczej zazieleniać, walczyć z betonozą, dać miastom oddychać. Natomiast my wydaliśmy gigantyczne pieniądze na to, żeby mieć ogromną, gorącą patelnię pośród peerelowskich bloków w centrum miasta. Zresztą myślę sobie, że samo zamknięcie ulicy Sikorskiego jest błędem. Miałam cały czas nadzieję, że władze wpadną na to, żeby zamknąć ulicę Nadbrzeżną i ją uczynić deptakiem, a nie Sikorskiego.

- Dlaczego?

- Zamknięcie ulicy Nadbrzeżnej i otwarcie się na rzekę, otwarcie bulwaru po obu stronach estakady kolejowej to byłoby, moim zdaniem, najlepsze rozwiązanie. Przede wszystkim jest to jedno z niewielu miejsc w centrum Gorzowa, gdzie zachowały się przedwojenne kamienice. I tam zrobienie deptaku, miejsca spacerów, spotkań miałoby sens, miałoby uzasadnienie. Tam przecież już teraz znajduje się mnóstwo restauracyjek czy kawiarenek - Hospodka, Kamienica Smaku, Futerał i inne. To one tworzą przestrzeń do deptania. Danie im do zagospodarowania ogródków na zamkniętej ulicy Nadbrzeżnej… Natomiast zabranie nam, mieszkańcom bezkorkowego miasta poprzez zamknięcie ulicy Sikorskiego wśród budynków, które nie mają żadnego charakteru, ani uroku i zabetonowanie tej przestrzeni to nieporozumienie. Tam nie ma żadnej atmosfery. Żadnego klimatu. Nie powstało miejsce, w którym chciałoby się posiedzieć, w którym chciałoby się spędzić czas, w którym chciałoby się spotkać z przyjaciółmi, które chciałoby się pokazywać przyjeżdżającym do Gorzowa.

- Skoro o zmianach, to co sądzisz o przymiotniku w nazwie miasta?

- Jestem absolutnie za zmianą. Uważam, że należy się pozbyć przymiotnika „Wielkopolski”. Tym bardziej, że był on i jest zwykłą propagandą. Gorzów nigdy nie miał nic wspólnego z Wielkopolską. Ten dodatek był tylko po to, żeby propagować hasła takie jak powrót Ziem Zachodnich do macierzy, powrót na Ziemie Odzyskane. W tej chwili odchodzi się od tych nazw, bardzo się pilnuje tego, żeby w ten sposób nie mówić, aby tej peerelowskiej, politycznej nowomowy nie stosować. I moim zdaniem, dokładnie to samo dotyczy tego przymiotnika. Nie jesteśmy Wielkopolską ani geograficznie, ani historycznie, ani tożsamościowo. A jeżeli uświadomimy sobie, że w Polsce centralnej albo wschodniej, mało kto wie, gdzie ten Gorzów faktycznie leży… Ten przymiotnik myli. Ludzie wyobrażają sobie, że jesteśmy niemal dzielnicą Poznania. Nikt nie kojarzy nas z Nową Marchią, z tymi ziemiami, na których się znajdujemy.

- Jaką nazwę ty byś widziała?

- Ja bym bardzo chciała, żeby to było Gorzów nad Wartą. Po pierwsze to jest fantastyczne nawiązanie do Landsbergu, który zawsze był nad Wartą. Po drugie, łatwo by nas było geograficznie usytuować. Nie mam absolutnie takiego poczucia, że pozbycie się przymiotnika nas w jakiś sposób deprecjonuje albo że robi z nas małe miasteczko. Tym bardziej, że dużym miastem nie jesteśmy. Jesteśmy miastem średniej wielkości i powinniśmy być z tego dumni. A tak naprawdę to jesteśmy coraz mniejsi i musimy się z tym pogodzić i nie aspirować do rzeczy, spraw, do czegoś, czym nie jesteśmy.

- Dziękuję bardzo.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x