więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Aureliusza, Natalii, Rudolfa , 27 lipca 2024

Przyjazd Falubazu nie robił wrażenia. Liczyło się co innego

2024-07-18, Żużel

Ligowe zmagania żużlowców z Gorzowa i Zielonej Góry datują się od 1948 roku, kiedy to w Gnieźnie, w jednym z trójmeczów Poznańskiej Ligi Okręgowej, walczyły drużyny Unii - Gniezno, Gorzów i Zielonej Góry.

medium_news_header_18494.jpg
Fot. Archiwum

 

W pierwszych derbach lubuskich w ekstraklasie najlepszym zawodnikiem był Edmund Migoś, który w Gorzowie i Zielonej Górze z bonusami wywalczył komplety punktów

 

Zwycięsko z tamtej rywalizacji wyszli gospodarze, zdobywając 22 punkty. Gorzowianie i zielonogórzanie uzbierali po 16 punktów. Potem tych potyczek jeszcze w dawnym wydaniu było kilka. Na prawdziwe ściganie w dwumeczach przyszedł czas w 1960 roku, ale dopiero w 1965 roku odbyły się pierwsze derby na ekstraklasowych torach. Przypomnijmy sobie dwa pierwsze spotkania, gdzie stawką były już medale mistrzostw Polski.

* * *

Dużo powodów do radości mieli lubuscy kibice speedwaya w 1964 roku. Stal Gorzów po zaledwie trzech sezonach ścigania się z najlepszymi wywalczyła pierwszy w dziejach regionu medal w rozgrywkach ligowych. Po ciekawej, utrzymującej się przez cały sezon walce z rybnickim Górnikiem nasi koniec końców przegrali jednym punktem, ale srebrny krążek był dużym sukcesem. O porażce w ostatecznym rozrachunku zadecydował mecz zainteresowanych drużyn w Gorzowie. Stal nie sprostała Górnikowi (31.5:46.5) i potem zabrakło tych punktów na finiszu.

Zielonogórzanie świętowali natomiast pierwszy awans do krajowej elity. Potrzebowali na to dwóch lat, gdyż władze polskiego żużla w 1963 roku wprowadziły tzw. dwuletni system spadku i awansu. Oznaczało to, że w pierwszym roku nikomu nie groziła degradacja do II ligi, ale i awans do ekstraklasy. Dopiero w następnym sezonie najsłabszy zespół z dwóch lat opuścił elitę (była nim Unia Leszno), a jego miejsce zajął mistrz II ligi, czyli Zgrzeblarki. Co ciekawe, trenerem Zgrzeblarek była żywa legenda Unii Leszno Józef Olejniczak. To niezwykła postać w historii polskiego żużla. Urodzony w 1918 roku w niemieckim Haspe, od drugiego roku życia mieszkał w Lesznie. W kampanii wrześniowej walczył nad Bzurą. Żużlem zainteresował się po wojnie, w wieku 28 lat. Nie przeszkodziło mu to w szybkim poznaniu tego sportu. Jako jeden z liderów Unii zdobył z tym zespołem sześć tytułów drużynowego mistrza Polski. W 1950 roku wygrał w Krakowie finał indywidualnych mistrzostw Polski, ale dopiero po 33 latach został oficjalnie uznanym mistrzem kraju. Wcześniej dzierżył tytuł wicemistrza, gdyż decyzją związku pośmiertnie złoty medal przyznano Alfredowi Smoczykowi. Po naprawieniu tego ewidentnego błędu Olejniczak mógł odebrać symboliczną szarfę a Smoczyk przeszedł do historii jako honorowy mistrz Polski.

Dwuletni system awansów i spadków obowiązywał jeszcze w latach 1965-66, co oznaczało, że zielonogórzanie mieli przed sobą wizję przynajmniej dwóch lat jazdy z najlepszymi. O tym, że beniaminek doskonale wiedział, jakie wymagania stawia najwyższa klasa rozgrywkowa świadczył towarzyski pojedynek ze Stalą, który rozegrano w maju 1964 roku. Na własnym torze Zgrzeblarki poległy aż 23:55, a już prawdziwą szkołą jazdy dla nich była jazda Edmunda Migosia, który wygrał wszystkie wyścigi i pobił rekord toru o blisko półtorej sekundy. 18 października oba zespoły ponownie się spotkały, tym razem w Gorzowie i Stal wygrała 53:25. Komplet 12 punktów wywalczył Andrzej Pogorzelski, Migoś miał 11,5 pkt. (w 10. biegu równocześnie wjechał na metę z Jerzym Padewskim), a Padewski 10,5 pkt. (raz przyjechał za Pogorzelskim). Dla zielonogórzan najwięcej punktów zdobył Zenon Nowak – siedem.

- Wiemy, że musimy ciułać punkty, żeby nie ponieść zbyt dużych strat w perspektywie walki o pozostanie w lidze w następnym roku – mówił tuż przed rozpoczęciem rozgrywek Mieczysław Mendyka.

Niestety, szybko potwierdziło się, że ekstraklasa stawia inne wymagania. Zgrzeblarki od pierwszego meczu ustępowały większości drużyn pod każdym względem. Najbardziej sprzętowym, choć w okresie zimowym uzupełniono park maszynowy. Kupiono nawet kilka nowych motocykli i silników FIS, których jednak od pewnego czasu nie produkowano, do tego praktycznie nie ścigano się na nich w ekstraklasie. Dużo lepsze były czeskie ESO, a tych na początku sezonu w Zielonej Górze brakowało. Do tego drużyna nie była obeznana z pierwszoligowymi torami. Wcześniej zawodnicy rzadko jeździli na owalach drużyn, które od lat były w ekstraklasie i mieli problemy z umiejętnym dopasowaniem sprzętu do warunków torowych. Jakby tego wszystkiego było mało, w wyniku niefrasobliwości ówczesnego gospodarza stadionu – Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Turystyki – dopiero kilka dni przed ligową inauguracją zdołano przygotować tor do treningów. Te opóźnienie miało wpływ na formę, a właściwie jej brak u zawodników w pierwszej fazie rozgrywek. Zarząd klubu, kierowany przez prezesa Leszka Naua nie zdecydował się też na wzmocnienia. Pozyskano tylko niedoświadczonego, 20-letniego Czesława Kolmana z Rybnika, dla którego był to pierwszy sezon jazdy w rozgrywkach ligowych. Te wszystkie niesprzyjające okoliczności doprowadziły do tego, że beniaminek od początku sezonu miał mocno pod górkę.

Inaczej było w Gorzowie. Zespół był podbudowany srebrnym medalem i liczył na kolejne sukcesy. Nie tylko w lidze. O ich sile szybko przekonali się koledzy z południa województwa, ponieważ już w drugiej kolejce doszło do pierwszych derbów w ekstraklasie. Gospodarze chcieli przełożyć to spotkanie z powodu kłopotów kadrowych. W pierwszym meczu w Rzeszowie cięższych lub lżejszych urazów doznali Nowak, Mendyka i Bronisław Wójcik. Do tego cały czas nie trenował mający zajęcia na uczelni Jan Szurkowski. Kierownictwo Stali nie zgodziło się na zmianę terminu i w drugą niedzielę kwietnia oba zespoły spotkały się na torze. Mendyka i Szurkowski ostatecznie pojechali.

Ten pierwszy pokazał się z dobrej strony, ale jak było do przewidzenia, Stal nie miała żadnych problemów z odniesieniem wysokiego zwycięstwa. Gospodarze już w pierwszym wyścigu stracili Stanisława Sochackiego, który po upadku wycofał się z dalszej jazdy. Uczestniczący w tej samej kraksie Mendyka miał już na jakiś czas dosyć żużla, a jeździł wciąż tylko dlatego, żeby nie rozczarować siedmiotysięcznej rzeszy kibiców, którzy przyszli na premierowe spotkanie ich drużyny w ekstraklasie. I zobaczyli dziesięć biegowych zwycięstw gości oraz trzy remisy. Jedynym miejscowym żużlowcem, który zaliczył indywidualne zwycięstwo był Henryk Ciorga, rozczarował natomiast Bonifacy Langner. Natomiast gwiazdą spotkania został Pogorzelski. Wygrał wszystkie swoje wyścigi i wyrównał rekord toru Migosia (78,0). Również Bronisław Rogal jeździł wyśmienicie i nie dał się minąć żadnemu rywalowi, a Padewski przegrał tylko jeden bieg.

11 kwietnia 1965 r.

ZGRZEBLARKI ZIELONA GÓRA – STAL GORZÓW 23:55

Zgrzeblarki: Mieczysław Mendyka 2+2 (1,0,1,0), Stanisław Sochacki 0 (u/-,ns,-,-), Henryk Ciorga 8 (2,3,2,1,0), Bonifacy Langner 0 (0,0,0,0), Ludwik Jaskulski 6 (1,2,0,2,1), Jan Wiśniewski 1 (0,1,0,-), Jan Szurkowski 6 (2,1,2,1).

Stal: Andrzej Pogorzelski 12 (3,3,3,3), Jerzy Flizikowski 4+2 (0,2,2,-), Bronisław Rogal 11+1 (3,3,3,2), Marian Pilarczyk 4 (1,1,1,1), Jerzy Bartoszkiewicz 4+1 (2,2,0,-), Jerzy Padewski 10+1 (3,1,3,3), Edmund Migoś 10+2 (3,3,2,2).

* * * 

Następne występy potwierdzały tylko liczne kłopoty beniaminka. Przykładowo, na mecz do Wrocławia nie mógł pojechać Ciorga, który otrzymał wezwanie na przeszkolenie wojskowe. Porażka za porażką deprymująco wpływała na ekipę Zgrzeblarek. Mogliśmy przekonać się o tym podczas rewanżowego pojedynku w Gorzowie, na który goście przyjechali bez kontuzjowanych Nowaka i Sochackiego. Miejscowi byli tak pewni zwycięstwa, że zgodzili się pojechać z kolei bez aktualnego drużynowego mistrza świata, Pogorzelskiego. Lider Stali dzień wcześniej startował w finale indywidualnych mistrzostw świata na Wembley i gospodarzom przysługiwało prawo przełożenia meczu. Brak Pogorzelskiego spowodował tylko wygranie meczu przez jego zespół niższą różnicą punktową niż na wyjeździe.

Podobnie jak w kwietniowym spotkaniu było to jednostronne widowisko. Kibice nudzili się na trybunach, obserwując mało walki, co potwierdza Stanisław Szczuciński, wieloletni potem działacz Stali, dla którego mecz w 1965 roku był pierwszym derbowym obejrzanym z wysokości trybun.

- Różnica poziomu sportowego pomiędzy obydwoma zespołami była znacząca i choć kibice w Gorzowie tłumnie chodzili na wszystkie mecze, to najbardziej ekscytowali się pojedynkami z ROW Rybnik, Wybrzeżem Gdańsk czy Stalą Rzeszów. Z tymi, którymi walczyli o medale. I pamiętam, bo miałem już 13 lat, jak kilka tygodni wcześniej nasi pierwszy raz pokonali rybniczan. To było święto w całym mieście. Przyjazd Falubazu, wówczas startującego pod nazwą Zgrzeblarki nie robił żadnego wrażenia. Ważniejsze było szybsze przyjście na stadion i znalezienie sobie dobrego miejsca. Ławki były tylko na prostej. Kto nie zdążył zająć miejsca musiał siedzieć na takich betonowych krawędziach lub wprost na ziemi – przypomina.

Z gości jedynie Mendyka i w dwóch wyścigach Ciorga próbowali powalczyć. Rozczarował Kolman, który zanotował aż trzy upadki. Ogólnie rzecz ujmując, ekipa zielonogórska miała problemy z płynną jazdą, czego wynikiem były też upadki Ludwika Jaskulskiego i Jana Wiśniewskiego. Ten pierwszy doznał na tyle bolesnych potłuczeń, że wycofał się z dalszej rywalizacji. Najlepszymi zawodnikami spotkania byli Padewski i drugi z gorzowskich złotych medalistów DMŚ, które odbyły się dwa tygodnie wcześniej w niemieckim Kempten – Migoś. Obaj pewnie wygrali wszystkie swoje wyścigi.

Przegrana w Gorzowie była dwunastą z rzędu w debiutanckim sezonie dla Zgrzeblarek. I kiedy wydawało się, że na półmetku walki o utrzymanie się drużyna ta będzie miała zerowy dorobek, na samym finiszu zdołała się zebrać i odniosła dwa zwycięstwa. Najpierw nad walczącą o medal Stalą Rzeszów 42:36 (ostatecznie przez tę porażkę rzeszowianie stracili miejsce na podium), potem nad Polonią Bydgoszcz 39:38, kończąc mecz z dwoma sprawnymi motocyklami. Zwycięstwa te pozwoliły z nadzieją oczekiwać kolejnego sezonu. Szanse na pozostanie w ekstraklasie nadal istniały, choć wszyscy wiedzieli, że trzeba solidnie przygotować się do następnego sezonu. Gorzowianie zaś ponownie wywalczyli srebrny medal, ale w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, tym razem stracili do mistrzów Polski z Rybnika aż siedem punktów…

19 września 1965 r.

STAL GORZÓW – ZGRZEBLARKI ZIELONA GÓRA 53:25

Stal: Władysław Opala 4+1 (1,2,1,-), Edmund Migoś 12 (3,3,3,3), Bronisław Rogal 11 (3,3,2,3), Jerzy Bartoszkiewicz 3 (1,1,1,0), Jerzy Padewski 12 (3,3,3,3), Wojciech Jurasz 3+1 (d,2,1), Marian Pilarczyk 8+2 (2,3,1,2).

Zgrzeblarki: Czesław Kolman 1 (u,u,1,u), Henryk Ciorga 7 (2,1,1,3), Ludwik Jaskulski 2 (2,u,-,-), Jan Wiśniewski 0 (0,-,u,0), Mieczysław Mendyka 9 (2,2,2,2,1), Bonifacy Langner 1 (1,0,0,0), Jan Szurkowski 5 (0,1,2,2).

Robert Borowy

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x