2016-10-06, Na szlaku
Chorwacki Dubrownik zachował do dziś jedne z najwspanialszych na świecie mury obronne.
I tak już lśniące od stóp przechodniów marmurowe posadzki ulic starego Dubrownika są nadal polerowane przez kolejne tysiące turystów z całego świata.
W tej swoistej Perle Adriatyku byłem w połowie września, gdy przeżywała ona istne oblężenie przez ludzi żądnych jej odwiedzenia. Zwłaszcza odczuwalne było to w dość wąskich bramach wejściowych, potem tłum rozlewał się na szerokie bulwary, place i ulice.
Gdy twierdzę zakładano już w VII wieku na niewielkiej wysepce na Adriatyku, z włoska nazwano ją Raguzą. Z czasem zasypano kanał oddzielający wyspę od stałego lądu, dziś nie ma po nim śladu. Chyba tylko losowi i splotowi okoliczności Dubrownik zawdzięcza to, że nikomu nie przyszło na myśl kompletnie zniszczyć fantastycznych fortyfikacji – zwłaszcza murów obronnych – z białego piaskowca. Choć próbowało to czynić wielu najeźdźców. Ostatnio na początku lat 90. minionego wieku miasto było barbarzyńsko bombardowane przez armię serbską za to, że Chorwacja ogłosiła niepodległość i postanowiła oderwać się od zbankrutowanej Jugosławii.
Dubrownik przez ponad tysiąc lat odgrywał ważną rolę w żegludze handlowej w Europie. Swą pozycję zawdzięczał wyjątkowo korzystnemu położeniu geograficznemu. Potrafił z niego czerpać zyski. Jest to bowiem ostatni, chroniony przez wyspy, port na szlaku morskim wiodącym od północno – zachodniego Adriatyku na wschód. Podczas burz w twierdzy chronili się morscy podróżni, by poczekać na lepszą pogodę. Stąd wiódł szlak do Konstantynopola, innych bogatych miast Wschodu i do Ziemi Świętej. Mały Dubrownik szybko wyrósł, więc na poważnego rywala potężnej Wenecji. Historyczne znaczenie Dubrownik zawdzięczał przez długie lata zręcznym dyplomatom, którzy nie szczędzili grosza potężniejszym sąsiadom dla zachowania wygodnego status quo.
Republika Dubrownicka (Raguza) została ustanowiona w 1358 r. Wtedy właśnie Węgry zagwarantowały jej samodzielność w zamian za coroczną daninę. W XVI wieku miasto miało flotę handlową złożoną ze 180 dużych statków i ponad 4 tysięcy marynarzy. Pod koniec XVIII wieku miało jeszcze więcej – 673 statki i konsulaty w 80 miastach.
Główną trasą starówki jest Stradun – szeroki marmurowy bulwar wypolerowany stopami milionów turystów. Budynki, przeważnie przypominające te w Wenecji, nadają mu swoistego charakteru. I to mimo tego, że w wielu na parterze znajdują się butiki z ciuchami, sklepiki z pamiątkami i wyrobami europejskich marek.
Uwagę zwraca renesansowy kościół Zbawiciela, jeden z niewielu budynków, który przetrwał silne trzęsienie ziemi w drugiej połowie XVII wieku.
Najnowszą tragiczną historię miasta przypomina Sala Pamięci i Obrońców Dubrownika, ze zdjęciami mężczyzn którzy zginęli podczas oblężenia przez armię serbską.
Na placu Luża efektownie prezentuje się kolumna Orlanda – Rolanda. Szlachetny rycerz o tym nazwisku miał pomóc Dubrownikowi w pokonaniu saraceńskich piratów w XI wieku. Tutaj przez lata obywatele Raguzy schodzili się posłuchać wieści i nowych rozporządzeń władz miasta. Kolumna ta pełniła też rolę pręgieża.
Komu dość tłoku turystów i upału – może udać się do starego portu i w którejś z restauracji popatrzeć na morze, a przy okazji zaspokoić głód i pragnienie. Nie jest tanio jak na warunki chorwackie, ale cóż, w Dubrowniku rzadko, który cudzoziemiec bywa co roku.
Kto ma czas i siły, może za odpłatnością pospacerować po murach obronnych. Malownicza trasa liczy ok. 2 km. Komu jeszcze mało, może kolejką linową przejechać się na wzgórze nad miastem, by stamtąd podziwiać urodę Perły Adriatyku.
Minionego lata Chorwacja stała się jednym z najbardziej ulubionych miejsc wypoczynku naszych rodaków. We Francji, Tunezji, Egipcie i Turcji realne groźby zamachów terrorystycznych, a tutaj spokojnie, gwarantowana pogoda i sympatyczni tubylcy. Do tego ceny zbliżone do tych w Polsce. Na dodatek język chorwacki jest podobny do naszego, a chyba najbardziej liczebniki, przydatne przy zakupach. Daleko też nie jest, nieco ponad 20 godzin jazdy samochodem. My mieliśmy opcję z noclegiem w Słowenii, zatem podróż nie była zbytnio uciążliwa. A wrażeń turystyczno – kulinarnych cała moc.
Andrzej Włodarczak
Sypiące się płatki wiśni, mnóstwo ludzi, w tym trochę ludzi z Polski, kolejka linowa – jedyna w Berlinie, ludzie w kostiumach z mangi czy czasem z innych kosmosów.