2025-02-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No proszę, już się nie mogę doczekać, kiedy włoski lub japoński dziobak zatrzyma się na dworcu Gorzów Wielkopolski Centralny. Myślę, że za mojego życia to nie nastąpi.
Przeczytałam spekulacje na temat możliwości puszczenia kolei wielkich prędkości przez Gorzów. Ponoć ma to być związane z budową połączeń do mitycznego Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy jak tam się ma nazywać to coś w Baranowie. Poważni ludzie mówią, że jest to możliwe. Koleje wielkich prędkości, jeszcze na pewni nie Maglev, ale już dziobaki, czyli Pendolino lub Shinkansen, to jest taka opcja.
Powiem tak. Dawno mnie nic tak bardzo nie rozbawiło. Tak się składa, że mam doświadczenia z kolejami wielkich prędkości – jechałam nimi zarówno w Japonii i to na długim odcinku z Hiroshimy do Tokio a we Włoszech to z Wenecji do Werony i z powrotem oraz z Neapolu do Rzymu. Maglev widziałam w Japonii, ale tylko widziałam.
Wiem, jak wygląda infrastruktura, jakie pociągi, jakie wszystko. I my z tym naszym kurnikiem pod tytułem dworzec, z dziurawą jak rzadkie sitko siatką połączeń… To bardziej niż nierealne. Ale pomarzyć dobra rzecz.
Zamiast jednak snuć takie dziwne wydumki, należy zrobić wszystko, aby w końcu osiągnąć poprawę jakościową tego, co tu mamy. Bo mamy gorzej niż tragicznie.
Ostatnio znów się pojawiły teksty – nie ma i nie będzie bezpośredniego pociągu z Gorzowa do Berlina. Powód? Ponoć nie ma wystarczającej liczby składów po niemieckiej stronie, czyli Eisenbahn Niederbarnimer… W tej kwestii od lat mam jedną odpowiedź. Nam nie jest potrzebny taki pociąg. Nam jest potrzebne porządne skomunikowanie z Kostrzynem i jeszcze, żeby pociągi jeździły. I mówię to jako praktyk jeżdżący od lat na tej linii w różne dni tygodnia i w różnych porach roku. Szkoda, że urzędnicy jakoś tego nie chcą zrozumieć.
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 290 lat od chwili, gdy w związku z budową kościoła garnizonowego zapadła decyzja o rozbiórce starej strzelnicy, siedziby bractwa kurkowego, która znajdowała się w fosie, dziś narożnik ul. Sikorskiego i Dzieci Wrzesińskich.
W miejskim kociołku bulgocze i bulgocze. Jest takie stare polskie powiedzenie, że niezakończone sprawy mszczą się i to okrutnie.