2013-01-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Z historią Miejskiego Centrum Kultury. Czyli dowód na to, że całe moje pisanie o zadymie wokół tej instytucji nie było nagonką, krucjatą, wymysłem, próbą obrażania lub jeszcze czymś innym.
Segregator czekał na mnie w magistrackim wydziale audytu. Ponad tydzień temu w oficjalnym piśmie zwróciłam się do prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka o wgląd w dokumenty pokontrolne w Miejskim Centrum Kultury. I byłam na 1000 procent pewna, że zgodny nie będzie. A tu, wczoraj rano, niespodzianka. Otworzyłam pocztę i znalazłam list od pana dyrektora Bogusława Moroza z informacją, że kwity na mnie czekają. No i byłam pierwsza, która do nich zajrzała.
Lektura to wielce pouczająca. Bo okazuje się, tak wynika z kwitów, że wszyscy, którzy zarzucali pani dyrektor MCK nieudolność, mieli rację.
Kontrolerzy ustalili bowiem, że dyrektorka złamała przepisy o zamówieniach publicznych, bowiem zawarła umowę z firmą nagłaśniającą i zapłaciła za jej usługi ponad 15 tys. euro. Podczas gdy prawo bez zamówienia publicznego zezwala na kwoty do 14 tys. euro. Pani dyrektor tłumaczyła, że nie było jej intencją przekraczanie granicy, ale w natłoku zajęć, imprez i innych rzeczy po prostu przeoczyła ten fakt.
Kontrola wykazała, że notorycznie łamane były przepisy finansowe – o dziwnych porach wypłacano pracownikom pensje, zbyt wcześnie lub zbyt późno, nie płacono we właściwy sposób składek do ZUS i Urzędu Skarbowego, nie odprowadzano składek na fundusz pracowniczy. Pani dyrektor tłumaczyła to brakami w kasie.
Kontrola wykazała, że MCK nie zapłacił dwóch rachunków z tytułu przebudowy amfiteatru, a zaległe procenty za spóźnienie idą w tysiące złotych.
Kontrolerzy odkryli, że w dziwny sposób udzielano zaliczek, w tym wysokich, pani dyrektor. Sama zainteresowana w oficjalnym kwicie, który jest w pękatym, zielonym segregatorze wyjaśniała, że zaliczki brane były na potrzeby zakupów, a skoro ich nie dokonywała, to je zwracała. I jednym tchem tłumaczy, że kwoty te nie mają żadnego związku z komornikiem, bo ma pieniądze na spłatę zaciągniętego prywatnego długu. Zaiste zaskakujące tłumaczenie.
Ponadto kontrola wykazała nieprawidłowy system korzystania z samochodów prywatnych na potrzeby służbowe, złe prowadzenie dokumentów pracowniczych.
Z zaleceń pokontrolnych wynika jedno – w MCK należy zrobić generalny porządek. Trzeba na nowo sformułować wszelkie regulaminy, w tym pracownicze, obiegu i przechowywania dokumentów, gospodarki finansami, ujednolicić system płac, zaliczek, urlopów. Jednym słowem potrzeba kogoś, to wie, jak taka instytucja funkcjonuje i w końcu ustawi ją na właściwe tory.
Ale pękaty, zielony segregator zawiera też zawiadomienie od policji, że ta również przygląda się finansom instytucji.
Natomiast zielony, pękaty segregator nie zawiera kwitów dokumentujących maksymalnie nabrzmiały konflikt pomiędzy dyrekcją a znaczną częścią załogi. I to także jest bardzo ważna kwestia do poprawy sytuacji w tej instytucji.
Ponad 20 lat przyglądam się gorzowskiej kulturze z bliska lub nawet bardzo bliska. Ale czegoś takiego nie pamiętam. W żadnej instytucji nigdy nie doszło do takiego naruszenia przepisów, nie było też takiego konfliktu między ludźmi.
Teraz piłka jest po stronie prezydenta, to on musi podjąć decyzję, co dalej. Nie zazdroszczę. Bo z jednej strony nieudolnego zarządzającego należy szybko zdjąć z funkcji, a z drugiej przecież pani dyrektor pracuje w urzędzie już bardzo, bardzo długo.
A tak swoją drogą nie zazdroszczę teraz tym, którzy pisali na mnie personalny paszkwil do przewodniczącego Rady Miasta. Bo się okazało, że Ochwat nie pisała na zamówienie (nie wiem tylko kogo?). To właśnie oni napisali paszkwil na zamówienie swojej szefowej. Żal mi tych ludzi.
Dobrze, teraz czekam na decyzję. Myślę, że takich co czekają, jest znacznie, znacznie więcej.
P.S. A w pękatym zielonym segregatorze znalazł się także kwit, w którym pokazano rozliczenie niektórych imprez. Szczególnie spodobała mnie się Electronic Wave (sztandarowa impreza instytucji), która kosztowała 74 tys. zł, przychód z biletów wyniósł 6,9 tys. zł, uczestniczyło (przez dwa dni) 500 osób na ponad 4,5 tys. miejsc w amfiteatrze. Pomysł według pani dyrektor nie wypalił, bo podobna impreza była tydzień wcześniej w Barlinku, a w tym samym czasie działały dwie darmowe sceny – na Kulinariach i Święcie Kurczaka. Pogratulować planowania.
Dzwonki w necie, śnieg też w necie, ale kalendarz pokazuje – święta, święta. No co zrobić, albo się poddać, albo uciec.