2012-11-02, Trzy pytania do...
- Otrzymał pan pisemną odpowiedź na list, podpisany przez kilkuset gorzowian, skierowany do premiera Donalda Tuska w sprawie tego co się dzieje w szpitalu wojewódzkim w Gorzowie oraz w ogóle w województwie lubuskim. Co w tym piśmie się znajduje?
- Nagłówek, jedno zdanie wstępu, kilka pobożnych życzeń, kilka odwołań do paragrafów i na koniec jakieś zdanie poklepujące po plecach.
Urzędnicy od zdrowia dobrze czują się z deklaracjami dobrych intencji. Jest tam taki tekst: „organy podejmujące rozstrzygnięcia, np. jaki szpital zlikwidować, powinny kierować się interesem publicznym” ale nie zdefiniowano jak w specyfice administracyjnej województwa lubuskiego należy rozumieć „interes publiczny”. Odpowiedź prawdopodobnie zna tylko Marek Twardowski obecny dyrektor szpitala wojewódzkiego w Gorzowie - pełnomocnik Uniwersytetu Zielonogórskiego do spraw utworzenia wydziału lekarskiego, którego działalność ma być oparta na współpracy z aspirującym do roli kliniki Szpitalem Wojewódzkim w Zielonej Górze. Skoro może dobrze sprawować jednocześnie te dwie funkcje, to musi być wzorem cnót moralnych i opoką sprawiedliwości. Jeśli powie, że gorzowskich pacjentów trzeba na badania wozić do Zielonej Góry, a nie do bliżej położonego Szczecina to znaczy, że tego wymaga „interes publiczny”.
To był żart, mam nadzieję, że nikt w niego nie uwierzył.
- To jakie wnioski płyną z tej odpowiedzi?
- Jest tam taki tekst: „warto podnieść, iż decyzyjność na szczeblu regionalnym pozytywnie wpłynie na sytuację podmiotów leczniczych, jak i na bezpieczeństwo zdrowotne obywateli”. Moim zdaniem to dowód, że odpowiadający w imieniu Premiera RP, urzędnik nie przeczytał listu, na który odpowiada lub nie zrozumiał jego treści. W liście przecież pisaliśmy, że wszystkie dziedziny życia społecznego, za które odpowiada samorząd wojewódzki z Zielonej Góry są konstruowane tak, żeby im było dobrze, a nam - „niekoniecznie”. Dowód ?
Skrajnie odmienne skutki zarządzania Urzędu Marszałkowskiego szpitalami wojewódzkimi w Gorzowie i Zielonej Górze, nasze wspólne pieniądze marnotrawione w Babimoście i wieczorna blokada torów prowadzących do Gorzowa, tak by studiujący w Warszawie lub Wrocławiu nie dali rady w piątek po wykładach wrócić na weekend do domu.
- Skoro ani treść, ani forma tej odpowiedzi pana nie satysfakcjonuje, to zamierza pan jeszcze w jakikolwiek sposób informować, protestować i w ogóle działać na rzecz obrony interesów Gorzowa?
- Właśnie to robię – informuję i przekazuję Panu bardzo krytyczne, ale rzeczowe uwagi. Dziwię się, że Pan Premier odesłał zgłaszane przez nas problemy do Ministerstwa Zdrowia. List był dobrze przemyślany i zgłaszał problemy pod właściwy adres, do szefa rządu, a zarazem przewodniczącego partii rządzącej. Używając metafory - wydaje się, że kapitan sterujący okrętem zamiast zabrać się do działania zgania odpowiedzialność za dryf w kierunku skał na bosmana, czyli ministra zdrowia, a bosman na majtków zajmujących się poszczególnymi kawałkami pokładu.
Najłatwiej by było powiedzieć, że z ekipą obecnie rządzącą naszym krajem nie ma sensu rozmawiać i trzeba trzymać kciuki żeby jak najszybciej stali się przeszłością, ale to by było niepraktyczne rozwiązanie. Zostało im jeszcze 3 lata, przez ten czas dużo jeszcze można zepsuć. Istnieje też taka możliwość, że się przebudzą.
Gorzów już raz w historii województwa lubuskiego był w tak beznadziejnym położeniu, kiedy wojewodą był Stanisław Iwan. Przegrywaliśmy wszystko, ale nie wszyscy się z tym godzili. Wywalczyliśmy Gorzów na mapie pogody w telewizyjnych wiadomościach, potem okazało się, że można wywalczyć wiele więcej, ale trzeba chcieć. O pogodę dla Gorzowa walczył Kazimierz Marcinkiewicz, Tadeusz Jędrzejczak, student będący na stażu w USA i marynarz na okręcie przewożący ropę z Zatoki Perskiej i wielu innych anonimowych obywateli naszego miasta i regionu, o których nic nie wiem. Nadziei w gorzowskich sercach jest coraz mniej, ale i tak będę czekał na jakąś dobrą wiadomość – decyzję o lokalizacji bazy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, kolejowe połączenie z Berlinem lub przebudowę sieci komunikacyjnej miasta w oparciu o ideę tramwaju dwusystemowego, "tram-train".
J. Del.
Trzy pytania do Dominiki Muniak, autorki filmu „Rzeszewski – Wojowie, Chimery i Syreny”