2024-04-10, Prosto z miasta
Płaski jak stół teren rozciąga się na lewym brzegu Warty. Przecinają go kanały, kanaliki i rowy.
Jest tam też kilka wiosek, które do 1945 roku nosiły wybitnie egzotyczne nazwy. To Ameryka nad Wartą.
Legenda chce, że kiedy do Fryderyka II Wielkiego Hohenzollerna przyszła delegacja ubogiego chłopstwa i poprosiła o możliwość wyjazdu do Ameryki, władca odparł: Ja wam Nową Amerykę i wolność dam nad Wartą. Ale to tylko legenda, bo władca nie zwykł spotykać się z włościaństwem, ani nikomu niczego dawać. Bo skąpstwo Starego Fryca, jak do dziś jest nazywany, znane jest po chwilę obecną. Ale faktycznie od drugiej połowy XVIII wieku do 1945 roku na lewym brzegu Warty były wsie, o takich nazwach jak Ceylon, Saratoga, New Hampshire.
Bagienny las zachował się w Studzionce
Zanim Hohenzollernowie zaczęli myśleć o osuszeniu Warciańskich Błot, lewy brzeg Warty, a właściwie cała rzeka wyglądała jak wielka delta Nilu. Wystarczy popatrzeć na mapy z epoki, czyli z XVIII wieku. Rzeka nie ma tam głównego koryta, za to płynie dziesiątkami rzeczek, strumyczków i innych cieków wodnych. Teren był wówczas mocno bagnisty, pozarastany bagiennym lasem, który w stanie pierwotnym zachował się jedynie w Studzionce, małej wsi, do której dojeżdża się Wałem Warciańskim.
Teren był kompletnie wyludniony, kilka starych wsi, założonych w XIII wieku leżało w znacznym oddaleniu od siebie, na pagórkach wystających z bagien.
A ponieważ Hohenzollernowie nie znosili, kiedy coś się marnowało, decyzja zapadła o melioracji tych terenów. Podjął ją król Prus Fryderyk Wilhelm. Chichot losu sprawił, że jednak nie zdążył projektu wcielić w życie. Zostawił ją synowi i następcy w teczce opisanej słowami „Dla mojego najstarszego syna”.
Fryc zabiera się do roboty
Fryderyk Wilhelm zmarł w 1740 roku, a na tronie zasiadł jego syn Fryderyk II, który ojca serdecznie i z całą mocą nienawidził. Jednak projekt osuszenia błot bardzo mu przypadła do gustu. I tu weryfikuje się legenda o spotkaniu króla z włościanami.
Warto dodać, że Fryderyk, jeszcze jako następca tronu, usiłował uciec do Anglii, właśnie przez znienawidzonego ojca. Ten osadził go za karę w Twierdzy Kostrzyn i tu przyszły król w 1731 roku przeżył katastrofalną powódź, więc dokładnie wiedział, po co to robi.
Poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że jak osuszy potężne bagna warciańskie, to będzie mógł tereny zaludnić, a jak ludzie tam zamieszkają, to będą płacić podatki i kasa państwa się wzbogaci. No i władca chciał koniecznie znieść pańszczyznę.
A ponieważ nie lubił niczego odkładać na potem, więc prace się rozpoczęły niemal natychmiast.
Olęderskie gospodarstwa
Na osuszanych bagnach służby króla lokowały osadników, którzy na wyraźne polecenie Fryderyka II powinni pochodzić spoza Prus. Wtedy osiadło tu także trochę ubogiego polskiego chłopstwa. Każdemu koloniście dawano bezpłatnie 1 łan ziemi ornej i 0,5 łana łąk, materiał na budowę i opał; otrzymywał również zwolnienie od podatków na osiem lat.
I tak powstawały osady olęderskie, właśnie od owych Holendrów, których zresztą na Warciańskich Błotach nie było. Osadnicy budowali dość typowe chaty, obok stawiali stodoły i budynki gospodarcze. I tak sobie spokojnie gospodarzyli, ale kiedy skończyła się karencja i trzeba było zacząć płacić podatki, to po łęgach poszedł bunt.
A Fryderyk II buntów, i ogólnie nieposłuszeństwa w swoim państwie nie lubił, więc na zbuntowane chłopstwo wojsko posłał.
Zresztą potem osadnicy nad Wartą dostali, jak i inni mieszkańcy Prus nakaz uprawy ziemniaków, a skoro nie chcieli, popędliwy władca znów wysłał na nich wojsko. I w taki oto sposób ziemniaki stały się podstawą chłopskiej diety.
Dziś o tym, że była tu Ameryka nad Wartą świadczą tylko dwa artefakty. Pierwszy, to nazwa malutkiej wsi Malta – tylko kilka budynków. A drugi, to kamień z napisem Jamaica, który nadal stoi między warciańskim wałem a Jamnem. A przecież była Saratoga, Floryda oraz inne egzotycznie nazwane wsie. Był nawet Nowy Jork
Do 1778 roku założono tu 122 kolonie i na tym pustkowiu zamieszkało 1846 rodzin w prawie 600 domostwach. To właśnie w tym czasie pojawiły się takie nazwy jak Pennsylvanien, Hampshire, Saratoga, Florida, New York, Yorktown. Historycy twierdzą, że był to znak odbicia czasu i ówczesnych nastrojów, idei. Wtedy w latach 1775-83 kolonie północnoamerykańskie wywalczyły niepodległość. I jak chce kolejna legenda, w ówczesnych Niemczech, a zwłaszcza w oświeconych Prusach fryderycjańskich, śledzono te wydarzenia z sympatią dla sprawy Amerykanów. I znalazło to swój wydźwięk wśród nadwarciańskich kolonistów. Z drugiej strony dostrzegano też podobieństwo kolonistów z Nowego Świata i innych zakątków kuli ziemskiej, do tych, którzy osiedlali się nad Wartą: stąd też powstawały tu Sumatra, Jamajka, Ceylon.
A tak te wsie się nazywały: Anapolis – Kuczyno, Ceylon – Czaplin, Florida – Sadowice, Hampshire – Budzigniew, Jamajka – Jamno, Korsika – Kosarzewo, Louisa – Przemysław, Malta – Malta, Maryland – Marianki, Neu Amerika Chyrzyno-Żabczyn, New York – Sążnica, Pennsylvania – Polne, Philadelphia – Kościęcin, Saratoga – Zaszczytowo, Savannah – Czubkowo, Sumatra – Sumice, Yorkstown – Ledargowo.
Renata Ochwat
Fot.wolne zasoby wiki
Korzystałam między innymi ze Słownika gorzowskiego J. Zysnarskiego, Gorzów 1999; Nina Kracherowa Partyzant moralności, Katowice 1989; Zbigniew Czarnuch, Ujarzmianie rzeki, Gorzów 2008.
Znała wszystkich, wszyscy ją znali. Lubiła stawiać piątki. Była delikatna, krucha i uparta. Jak wymyśliła festiwal, to go zrobiła. I każdy z uśmiechem jej pomagał.