2012-04-23, Kultura
To imię chyba niesie takie właśnie przymioty. Co wiedział doskonale już wiele lat temu Ludwik Jerzy Kern, pisząc powiastkę niby dla dzieci pod tym tytułem. Ferdynand Głodzik jest rzeczywiście wspaniały w swojej niebanalnej spostrzegawczości, błyskotliwej obserwacji świata, dzięki poczuciu humoru i iskrzącemu dowcipowi. Niedawno wydał kolejny tomik wierszy satyrycznych pt. „Własnym nosem”. Sam rekomenduje zbiór takim oto wierszem:
Hen za górą, za doliną,
było sobie kondominium;
a w nim rody dwa zwaśnione,
każdy ciągnął w swoją stronę;
ciągle się sprzeczali o to,
kto jest większym patriotą.
Brat obwieszczał zwykle bratu,
że nad krajem ciąży fatum.
Tam rycerze grali w piłkę,
wybierani przez pomyłkę
a gdy w meczu ktoś był cienki,
nie podawał innym ręki.
Świętowano wszelkie klęski,
przez co nastrój trwał zwycięski.
Melancholia rosła w cenę,
ciągłe nieporozumienie,
lud kodował w swym czerepie,
że im gorzej jest, tym lepiej.
Satyra polityczna, zwłaszcza ta nawiązująca do bieżących zdarzeń, nie jest – jak przyznał podczas spotkania autorskiego w Klubie Myśli Twórczej „Lamus” - tematem, który preferuje, bo zbyt szybko się dezaktualizuje. Kto dziś pamięta, że była taka pani Beger? Co innego zjawiska! Te trwają latami i niestety mają się dobrze, mimo iż dobre nie są. Tytułowy utwór poświęcił Głodzik bliższej gorzowianom materii:
(...)
Choć zwykle cienką mamy wypłatę,
nie ma powodów pluć sobie w brodę,
bo nasze miasto bardzo bogate;
nas na Rubika stać i na Dodę.
(...)
Rosną nam przejścia oraz ulice,
inni je brudzą i szpecą sprey’em;
nowe stadiony niszczą kibice;
już nam zostały tylko tramwaje.
W tej sytuacji jak liść się pietram,
strach się maluje na mojej gębie;
czeka nas chyba budowa metra,
aby totalną osiągnąć głębię.
Chociaż się groszem publicznym szasta,
i górnolotne pomysły wspiera,
to nadal chlubą naszego miasta,
zostaje stary chudy literat.
Ferdynand Głodzik, rocznik 1954, absolwent prawa administracyjnego na UAM w Poznaniu, zawodowo związany był z administracją samorządową i podatkową (był między innymi inspektorem kontroli podatkowej w Izbie Skarbowej w Gorzowie), wydawnictwem podatkowym, później z Ośrodkiem Migracyjnym Ksiag Wieczystych, a od 2007 roku z Lubuskim Urzędem Wojewódzkim. Gorzowianinem jest od 1986 roku. Ma na koncie całkiem poważny dorobek naukowy i dydaktyczny z dziedzin zupełnie nieliterackich. Napisał książki: „Kontrola skarbowa i dochodzenie karne skarbowe w teorii i praktyce”, „Kontrola skarbowa i podatkowa”, wiele artykułów w czasopismach fachowych w Wydawnictwie Podatkowym GOFIN. Współpracując z gorzowskim Zarządem Okręgowym Stowarzyszenia Księgowych w Polsce prowadził zajęcia dydaktyczne dla samodzielnych księgowych bilansistów w zakresie finansów.
I w ten poważny życiorys wpisuje się nagle w 2006 roku pierwsza książka satyryczna „Winien i ma”. Doświadczenia zawodowe niejednokrotnie pobrzmiewają w twórczości Głodzika, jak choćby w opowiadaniu „Użytkowanie wieczyste”. Częściej jednak wkracza w świat baśniowy. Wspomina zresztą z rozrzewnieniem jak to matka opowiadała mu w dzieciństwie bajki. Przy „Śpiącej królewnie” słuchacze programu poetycko-muzycznego pt. „Myśli przechernie fredne” pokładali się ze śmiechu. Trawestacja znanej baśni została sprowadzona do współczesności. W ostatnich strofach mamy znajome słowa:
Aż do królewskiej złotej alkowy
wszedł syndyk masy upadłościowej:
Zbudził królewnę, skłonił się miło
i rzekł: roszczenie się przedawniło.
Twego królestwa już dawno ni ma
rządzi platforma? Liga? Rodzina?
Wieść przykrą jeszcze podać ci muszę:
Mocno stopniały twoje fundusze.
Bo notowania nie poszły w górę;
cienką mieć będziesz emeryturę.
W poprodukcyjnym wszak jesteś wieku;
może ci braknąć na zakup leków.
Zmartwiona życia swego jesienią,
królewna rzekła: cóż, czas to pieniądz;
za młodu kwitłam, błyszczałam złotem;
na stare lata mam tylko cnotę.
Głodzik uwielbia gry słowne, które szczególnie zręcznie wykorzystuje w cyklu wierszy poświęconym różnym miejscowościom. Napisał wiersze o Ciecierzycach, o Biesiekierzu, o Grzebienisku...
Nasza ziemia to planeta nieodkryta;
o tym w książkach ni w gazetach nikt nie czytał.
Poszukując swego miejsca na siedlisko,
trzeba zwiedzić wioskę zwaną Grzebienisko.
Tu przyroda, tu sielanka, cicha przystań,
warto przybyć i zobaczyć wszystko z bliska.
Rano bydło wypędzają na pastwisko,
stary kogut stroszy swoje grzebienisko.
Gdy pastuszek się przed słońcem chowa w cieniu,
to wygrywa skoczne nutki na grzebieniu,
chłop mocarny gdy w intymnej jest potrzebie,
schyla głowę i gdzieś sobie nisko grzebie.
Od burzowych wichrów czasem gną się drzewa,
może pragną sobie nisko też pogrzebać?
Chyba w letnim słońcu tęsknią już za cieniem,
albo swędzą je konary i korzenie.
Stworzył także cały cykl wierszy poświęcony różnym imionom, cechom ich posiadaczy. Pisze z taką łatwością i lekkością, że czyni to czasem na poczekaniu, jak np. 23 stycznia tego roku w Jazz Clubie „Pod Filarami”, gdzie spotkał się podczas koncertu ze znanym szachistą, amatorem klarnecistą, zawodowym psychologiem, Janem Przewoźnikiem i taki oto wiersz mu zadedykował:
Jan
Jego pasji i przydomków nie policzę;
to muzykant, albo Janek wędrowniczek.
W cieniu lipy czarnoleskiej się uskrzydlał,
słowik strofy mu dyktował, wiatr grał w widłach.
Jan dzisiejszy, choć to przecież tęga głowa,
musi walczyć, by się samofinansować.
Gdy recesja, albo kryzys cios mu zada,
Dużo myśli; nie dosypia, nie dojada.
Sporo życia zwykle w drodze musi przeżyć
Od Szczuczarza przez Biesiekierz do Ciecierzyc,
a gdy gwiazda opatrzności mu zaświeci,
Bywa sławny jak Sobieski król Jan Trzeci!
Co Jan skomentował tak: Nie wydać Ferdynanda!? No to byłaby granda!! Czytam sobie wiersze Ferdynanda Głodzika i zaśmiewam się. Klepaniec, Samozatrudnienie – perełki!
Wiersze Ferdynanda Głodzika publikował „Przekrój”, „Angora”, „Ziemia Gorzowska”, „Horyzonty”, „Pegaz Lubuski”, w polonijnej prasie w Chicago. A ponieważ jego pasją jest hatha-joga i kultura starożytnych Indii, prowadzi Gorzowski Klub Hatha-jogi, a wiersze i artykuły na ten temat publikował w internetowym magazynie ezoterycznym Samadhi. Od 2002 roku jest członkiem Stowarzyszenia Żywych Poetów, od 2004 r. współpracuje z amatorskim teatrem seniora „Maski i twarze”, działa w Robotniczym Stowarzyszeniu Twórców Kultury przy MCK w Gorzowie Wlkp. Zdobył wyróżnienie w konkursie ZAKR-u „Malwy 2010” za tekst piosenki „Układ krążenia”, do której muzykę napisał Lucjan Wesołowski.
Przyznaje, że już w dziciństwie miał zeszycik, w którym coś tam sobie pisywał, ale przede wszystkim lubił słuchać tekstów Marian Załuckiego, Ludwika Kerna, Jerzego Ofierskiego. Tego ostatniego uczył się na pamięć.
W pewnym momencie – zdradza – poczułem dyskomfort, że mówię cudzym tekstem i zacząłem sam pisać. Satyrycy to tak naprawdę ludzie smutni. Jedyni, którzy są szczerzy. Czasami chciałbym być poważnie traktowany. No nie da się, gdy ktoś mówi:
Pogodną nocą w sezonie gryp
Swoją grzybicę napotkał grzyb
Choć długą brodę srebrzył mu szron
Grzyb był dorodny, miał zdrowy trzon.
Nim przyjdzie zginąć niechybnie
Grzybico ucisz swój szloch
Załóżmy tu swoją grzybnię
nim plechy zmienią się w proch
zanim się rozsypią w proch.
Albo rozbrajająco przyznaje: Kiedy klamię? opowiadając stary kawał jako własne autentyczne przeżycie. Słowa, których nadużywam: Wszystkie, które należało zastąpić milczeniem. W przypadku Ferdynanda Głodzika raczej nie zachodzi taka potrzeba. Jego słowa są proste i niebywale celne, a mówią w zabawny sposób o sprawach całkiem poważnych.
Książkę „Własnym nosem”, wydaną przez „Sonar Literacki” i Oddział ZLP, można kupić w księgarni „Daniel”.
Dorota Frątczak
Pan Abrakadabra zabiera dzieci w podróż po zakamarkach tego magicznego miejsca. Czy dzieci wiedzą kto oprócz clowna występuje w cyrku? I czym można żonglować?