2020-06-26 21:02:10, Autor: Augustyn Wiernicki | Kategorie: Miasto,
Wyraźnie zauważamy, że pandemia COVIT-19 w Gorzowie słabnie; niektórzy nasi epidemiolodzy mówią, że zmierza ku końcowi. Inni nie są takimi optymistami i prognozują jej nawrót na jesieni. Wprawdzie w Gorzowie i w całym województwie lubuskim zachorowań jest bardzo mało, a ofiar śmiertelnych z powodu koronawirusa nie ma wcale, to ten stan nie może jednak oznaczać, że możemy przestać być ostrożni. Myślę, że zachowamy nawyk częstego mycia rąk, choćby przed posiłkiem, po każdym przyjściu z zakupów, w pracy, po spotkaniu towarzyskim, a dzieciom dalej będziemy utrwalać wrażliwość na czystość rąk w szkole, po przyjściu z placu zabaw i przed każdym posiłkiem. Zasada zachowania bezpiecznej odległości 1-1,5 metra wzajemnie od siebie powinna nam zostać na długo, a może już na zawsze. Profilaktyczne dezynfekowanie rąk też nam teraz i na przyszłość nie zaszkodzi, tym bardziej, że możliwe są epidemie także innych wirusów, gdyż na świecie, także w Chinach, mutują ich co rokunowe odmiany.
Po tym epidemicznym wstrząsie musimy być mądrzejsi i przezorniejsi, a doświadczenie i nauka nie możeiść w las.Rządy europejskie mają ogromne zmartwienie, jak uruchomić gospodarkę po pandemii? Co zrobić aby polska gospodarka ruszyła jako pierwsza?Jedni politycy straszą, że czeka nas wielki krach, a inni nie mają wątpliwości, że światowa gospodarka po wyhamowaniu będzie w kryzysie wiele lat. Christopher Barraud - ekspert ekonomiczny uważany przez agencję Bloomberga za „najlepszego prognostyka na świecie”, pisze we francuskim „L’Obs”, że nadchodzi kryzys gospodarczy i będzie znacznie gorszy i dłuższy, niż prognozuje to wielu ekspertów. Podobne zdanie ma były szef MFW Kenneth Rogoff, prof. ekonomii Uniwersytetu Harwarda. Ten liberalny ekonomista przewiduje, że gospodarka światowa będzie podnosić się po pandemii wiele lat (w: portal Project Syndicate). Te prognozy dla bogatych społeczeństw mogą rzeczywiście się sprawdzić. Ich dochody narodowe w znacznej części oparte są na nadmiernej konsumpcji, szybkim procesie wymiany dóbr codziennego użytku, na konsumpcji napędzanej marketingiem i agresywną psycho reklamą wyzwalającą zjawisko konsumpcjonizmu. Dr Elżbieta Szul z UMCS w Lublinie pisze: „W społeczeństwie konsumpcyjnym najważniejszymi zasadami są zarabianie pieniędzy i wydawanie pieniędzy. (…)” Jean Baudrillard (1929-2007, Paryż), krytyk ekonomii globalnej i specjalista od masowej konsumpcji powiedział, że „życie społeczne w obecnymspołeczeństwie konsumpcyjnymskoncentrowane jest główniewokół konsumpcji i demonstrowania towarów. Ludzie różnią się od innych ilością i rodzajami kupowanych towarów. Świat reklamy sprawia, że nie umieją odróżnić potrzeb rzeczywistych od kreowanych. W ten sposób ludzie zostają zdominowani przez przedmioty.”
Koronawirusowa pandemia znacznie zburzyła ten model konsumpcyjnego społeczeństwa, wyhamowała zakupoholizm. Ludzie przymknięci w domach i z dala od hipermarketów ostudzili swoje potrzeby konsumpcyjne do poziomu rozsądnego i oszczędnego. Galerie wyludniły się do tego stopnia, że wiele stoisk w nich utraciło opłacalność. Handel przeniósł się do mniejszych lokalnych i osiedlowych sklepów. Przy okazji klienci zorientowali się, że te reklamy o ciągle niskich cenach są puste i bez pokrycia. Ilość klientów w mniejszych sklepach znacznie wzrosła i zauważono, że wcale tam nie jest drożej. Czas pandemii wyraźnie zmienił nasze przyzwyczajenia i preferencje zakupowe. Czy to może oznaczać jakieś wymierne korzyści dla gospodarki polskiej? Oczywiście! Wiele ludzi postawiło sobie pytanie:po co mi ten nadmiar, po co ciągła wymiana sprzętu domowego, mebli, samochodu i różnych zbytków. Przecież one mogą jeszcze służyć rok czy nawet kilka lat.Co roztropniejsi zauważyli, że w tej samej sukience, garniturze czy butach też mogą jeszcze chodzić, bez uszczerbku na wizerunku i opinii. Koronawirus zmusił nas Polaków do oszczędzania. Analitycy rynku podają, że takie podejście na zachodzie natychmiast zredukowało nadmierną konsumpcję, doprowadziło do poważnych oszczędności i znacznej redukcji marnotrawstwa. Statystyki podają, że przy tym doszło do dużej korekty spadkowej PKB. Społeczeństwa skumulowały dość spore oszczędności, które w trochę późniejszym czasie uruchomione, zapewne już w 2021 roku, wywołają w gospodarce odbicie. Złowrogi wirus ostudził hedonistyczne podejście do konsumpcyjnego stylu życia, takiego dla własnej przyjemności, nawet kosztem innych, aby dzisiaj… Nie podzielają jednak tego podejścia oszczędnościowego dyktatorzy mody i „właścicielami konsumpcyjnego świata” i uważają, że społeczeństwa muszą konsumować by się rozwijać, a nie oszczędzać. Oni martwią się tylko jednym, jak zmusić ludzi do kupowania, do konsumpcjonizmu, który nieubłaganie prowadzi do zakupoholizmu. Jak wywołać efekt powrotu po koronawirusie do wydawania ciężko zarobionych pieniędzy dla mody, kaprysu, zwykłego szpanowania i chęci posiadania. Ta grudka martwego białka DNA, niewidoczna dla ludzkiego oka, a nawet dla zwykłego mikroskopu, wywołała refleksję nad kruchością naszego życia, nad słabością systemów gospodarczo finansowych.
W państwach bogatych ludzie w pierwszej kolejności wyhamowali pęd do nadmiernych zakupów, trochę uodpornili się na reklamę i ograniczyli, często chorobliwą, chęć posiadania za wszelką cenę. Nawet marnotrawstwo żywności znacznie się zmniejszyło. Nastąpiła zmiana mentalności, a do głosu dochodzi zdrowy rozsądek. To jednak już rodzi poważne konsekwencje gospodarcze. W wielu czołowych gospodarkach powstaje kryzys popytu i wywołany nim kryzys podaży, a to po prostu ogranicza produkcję. Liberalni współcześni ekonomiści narzucili światu teorię rozwoju opartą na niekończącej się i coraz większej konsumpcji, jako czynniku determinującym postęp i rozwój. Ta teoria ekonomii de fakto jest główną przyczyną wzrastających hałd śmieci po opakowaniach, góry moralnie przestarzałego sprzętu, samochodów i maszyn na zwałowiskach złomu. Ze złomu użytek można jeszcze zrobić, ale z reszty śmieci i zmarnowanej żywności to już tylko zaśmiecanie „planety matki”. Proszę popatrzeć na gorzowskie śmietniki, na ilości w nich opakowań z tworzyw sztucznych, których okres rozpadu wymaga przynajmniej 400 lat. Teoretycy libertyńskiej ekonomii będący na usługach wielkiego kapitału, czasu nie marnują i już próbują nam podsunąć inne gotowe rozwiązania tak, aby wrócić do poprzedniego poziomu konsumpcji i aby im, kreatorom globalnej gospodarki, strumień łatwych pieniędzy nie wysychał. A co u nas? Podobnie, ale z tą różnicą, że Polacy jeszcze nie poddali się temu zachodniemu trendowi konsumpcyjnego szaleństwa, choć i tak ok 10% żywności marnujemy. Nas jeszcze, mimo wszystko, zakupoholizm nie opanował tak jak społeczeństwa zachodnie, choć często widzimy te wielkie wózki sklepowe pełne towarów wywożonych z gorzowskich marketów.Już mówią nam, że trzeba wrócić do handlu w niedzielę, a nawet do sprzedaży nocnej, aby więcej sprzedać.W efekcie agresywnej reklamy konsumenci kupowali więcej żywności niż realnie potrzebowali.Marnotrawstwo połączone z zakupoholizmem nie sprzyjało oszczędzaniu. Teraz po pandemicznej refleksji powinno być normalniej.
Rząd wynegocjował na najbliższe lata jedne z największych funduszy pomocowych dla Polski, rolnictwo dostanie dodatkowa kilka miliardów, uruchomił te różne 500+, zgromadził odpowiednie zasoby pieniężne, z których zasilił rynek nadwątlony kryzysowirusem. Wygląda to optymistycznie. Ale czy znowu tego nie będziemy przejadać? Czy te fundusze trafią aby do polskich przedsiębiorców? Niewielki spadek konsumpcji mimo to w roku bieżącym będzie też w Polsce, ale znacznie mniejszy niż w innych krajach UE i stąd też mniejszy będzie spadek polskiego PKB. Przypomnę, że PKB to suma pieniężnej wartości konsumpcji, inwestycji, wydatków państwa na zakup dóbr i usług oraz eksportu netto (minus import); wg. R. Hall, J. Taylor, 2002, Makroekonomia, s.42, PWN. Czynnik konsumpcji, obok pozostałych składników PKB, jest w Polsce ważny i, dzięki Bogu, nie związany z nadmierną konsumpcją jak to jest na zachodzie. Przede wszystkim jeszcze nie przekraczamy zbytnio poziom spożycia art. spożywczych ponad rzeczywiste potrzeby, zgodnie z prawem Engla. Oznacza to, że wydatki Polaków na żywność i napoje alkoholowe rosną w ostatnich latach w nieco wolniejszym tempie w stosunku do wzrostu dochodów w gospodarstwach domowych. Jak podaje GUS, w latach 1998-2010 udział wydatków na żywność i napoje alkoholowe w wydatkach przeciętnego gospodarstwa domowego zmniejszył się z 31,62 proc. do 23,98 proc. W kolejnych latach udział żywności w wydatkach ustabilizował się na poziomie ok. 24 proc. Kupowaliśmy już żywność zdrowszą i ekologiczną, która jest trochę droższa.W kolejnych latach, kiedy zapomnimy i koronawirusie, przestaniemy oszczędzać i poddamy się zakupoholizmowi, wtedy wraz ze wzrostem dochodów polskiego społeczeństwa udział marnowanej żywności w wydatkach na żywność się zwiększać.W czasie pandemii spadły natomiast zakupy dóbr wyższego rzędu i tych zbytkowych. Spadło też w tym czasie, dzięki koronawirusowi, spożycie alkoholu, ale ten spadek ma marne szanse trwałego utrzymania się.Przed pandemią piliśmy statystycznie bardzo dużo, a podczas pandemii alkohol ograniczyliśmy znacznie. A jak będzie po pandemii? W obniżeniu spożycia alkoholu są ukryte rezerwy i źródło funduszów rozwojowych, które tak bezmyślnie część społeczeństwa przepija.
Optymistyczne dane Komisji Europejskiej czy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju pokazują, że Polska będzie miała najmniejszy spadek PKB ze wszystkich krajów UE w związku z epidemią koronawirusa (za: businessinsider.pl, 11.VI.2020). Cała Europa będzie miała niższy wzrost gospodarczy od nas – mówił w TV Wschód premier M. Morawiecki. Nie bez znaczenia ma w tym wyniku gospodarczym pomoc dla firm z pakietu „Tarczy kryzysowej”. Rząd kolejny raz przełamuje narzucane nam doktryny o nieprzekraczalności wskaźników emisji pieniądza. Widzimy przecież, że mimo kryzysu, na półkach sklepowych towaru jest nadmiar, zakłady usługowe czekają na zlecenia, zapotrzebowanie na inwestycje ogromne, a pieniędzy w obiegu mało. Japońska ekonomia poradziła sobie z tym problemem i biorąc to za przykład widzimy, że też w Polsce możliwa jest dynamiczna ścieżka rozwoju. Sprzyja temu rosnąca zamożność polskiego społeczeństwa, a także zmiana stylu życia, który właśnie w okresie pandemii przyhamował poziom konsumpcji na korzyść oszczędzania. Nie ma nic lepszego jak japoński dobry przykład.Rozwój jest funkcją ilości krążącego pieniądza, tyle tylko, że musi on zasilać naszych producentów, nasz handel i naszych eksporterów. Niestety, większość pieniędzy przejmują firmy zagraniczne niewiele wnosząc do naszego rozwoju. Polacy coraz częściej doceniają krajowe produkty, szczególnie żywnościowe. „Kupuję bo polskie” to akcja redakcji ekonomicznej portalu wGospodarce.pl i „Gazety Bankowej”. W ten sposób wydane pieniądze na polskie produkty i w rodzimych przedsiębiorstwach wrócą do nas w formie podatków, płac, wydatków na szkoły, czy na służbę zdrowia. Kupowanie polskich produktów to nie tylko patriotyzm gospodarczy, to gospodarcza mądrość Polaków, która będzie w najbliższym czasie warunkiem koniecznym szybkiego odbicia się polskiej gospodarki od kryzysu wywołanego koronawirusem.Patriotyzm gospodarczy to czynnik rozwoju nie tylko Polski…ten temat poruszę w następnym artykule w EchoGorzowa.pl.
Augustyn Wiernicki