2019-12-17 09:17:12, Autor: Augustyn Wiernicki | Kategorie: Miasto,
Piszę ten artykuł w dniu 13 grudnia i ta data wyzwala we mnie bolesne wspomnienia z przed trzydziestu ośmiu lat. Od stanu wojennego 1981 roku, od tamtego zimowego wieczora przeżyłem dziesięć lat w wykluczeniu z życia społecznego i zawodowego, a zwolniony z pracy na mocy dekretu Rady Państwa o stanie wojennym długo czekałem na jakąś normalność. Trudno opisać moją radość, kiedy wyprowadzano raz na zawsze sztandar jedynie słusznej i wszechmocnej siły narodu, której jeden z komitetów miejskich pod Zieloną Górą swoją uchwałą wydał wyrok i polecenie wyrzucenia mnie z pracy. Wyrok został wykonany przez wojewódzkie władze z zastosowaniem bezprawnego dekretu o stanie wojennym. W wyroku z 16 marca 2011 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że dekret o stanie wojennym oraz dekret o postępowaniach szczególnych w sprawach o przestępstwa i wykroczenia w czasie obowiązywania stanu wojennego są niezgodne z art. 7 Konstytucji RP w związku z art. 31 ust. 1 Konstytucji PRL z dnia 22 lipca 1952 r. oraz z art. 15 ust. 1 Międzynarodowego Paktu Praw Osobistych i Politycznych.
Tak rozpoczęła się moja banicja do Gorzowa z zaliczeniem po drodze rocznego bezrobocia i z konieczności pracy w małym kiosku przy Placu Grunwaldzkim. Widziałem komunę z bardzo bliska i razem z rodziną przeżywałem powojenne stalinowskie czasy. Z ulgą przyjąłem upadek niewydolnego systemu rządów sekretarzy partyjnych. Wychowywałem się na gruzach miasta Rzepina zniszczonego działaniami II wojnie światowej. Ludzie wtedy nie liczyli czasu ani trudu, odgruzowywali ulice, remontowali domy, przywracali sprawność resztkom fabryk, których Niemcy nie zniszczyli, a wyzwoliciele ze wschodu nie rozgrabili. Ludzie budowali z entuzjazmem nowe fabryki takie jak Stilon, Silwana czy Ursus, marki znane później w Polsce i świecie. Gorzów Wlkp. stawał się jednym z najbardziej przemysłowych polskich miast. Obiecywano socjalizm, dobre życie w Polsce powojennej, że może być już tylko lepiej i dostatniej. Czas leczył wojenne rany. Powstawały całe osiedla mieszkalne i nowe zakłady pracy, a mimo to społeczeństwo coraz częściej zauważało bezsens nowego tzw. realnego socjalizmu i jego marnotrawnej „dyktatury proletariatu”. Dzięki marnie opłacanej ciężkiej pracy, ludziom wcale nie żyło się dostatniej. Narastało niezadowolenie. Od 1956 roku zaczęła powtarzać się seria wystąpień robotniczych, studenckich i masowych demonstracji. W końcu przyszedł przełomowy rok 1980 i stan wojenny, aresztowania, zwolnienia z pracy z wilczym biletem lub przymusowy wyjazd za granicę z biletem w jedną stronę.
Patrzę z perspektywy czasu na ten dzień 13 grudnia 1981 roku, przypominam sobie krwawy grudzień 1970 roku i poniewierkę demokratycznej opozycji do której należałem. Dopiero w 1989 roku poczuliśmy się wolnymi ludźmi z pełnią praw obywatelskich, bez inwigilacji, przesłuchań i prześladowań. Kto tego osobiście nie przeżył to może i trudno mu będzie zrozumieć to co piszę. Po stanie wojennym władza ludowa musiała ustąpić. W roku 1989 zafundowano nam Plan Balcerowicza-Sachsa. Przyszedł czas przemian. Wielu nową nadzieję już od początku widziało obciążoną błędami i wadliwymi decyzjami ograniczającymi szanse rozwoju i poprawę życia. Zamiast porządku i prawa rozwijała się korupcja i wyprzedaż za bezcen „:narodowych sreber”. Znowu widzimy upadek, niszczenie tych odbudowanych po wojnie fabryk, likwidację handlu i banków: znikało prawie wszystko co polskie, nawet to co było chlubą czasów międzywojennych i powojennego Gorzowa. Niszczono i sprzedawano zamiast restrukturyzować i usprawniać. Od tego czasu kontrolę nad nami, nad naszą gospodarką przejmują sukcesywnie potężne zachodnie korporacje. Popadamy w nowy gospodarczy jasyr i ekonomiczną zależność.
Od wprowadzenia stanu wojennego mija trzydzieści osiem lat i widzimy, że łatwo nadal jeszcze nie będzie. Wiele światła nadziei przynosi Plan Morawieckiego, który większość Polaków przyjęła za dobrą monetę. Obiecał odbudowę gospodarki i drogę do polskiego dobrobytu. Innej alternatywy nikt nie przedstawił. Myślałem, że już będzie dobrze, a tu informacja, że kolejne gorzowskie firmy handlowe mają się ku upadkowi, a największa hurtownia materiałów budowlanych wystawiona jest na sprzedaż. Zmartwiłem się, bo przecież to są już te ostatnie gorzowskie firmy handlowe, które nam się ostały. Szukając przyczyn tego stanu trafiłem na informację: w Gorzowie Tesco będzie przejęte przez hipermarket budowalny Leroy Merlin. Z tym gigantem się nie wygra tym bardziej, że znikąd żadnej pomocy spodziewać się nie można – pomyślałem. W takiej sytuacji pozostaje likwidacja działalności. Libertynizm przyćmił wiele umysłów. Dalej upadają sklepy w centrum miasta, ulice w śródmieściu zamieniono na jednokierunkowe wyprowadzające zmotoryzowanych klientów na parkingi galerii handlowych lub hipermarketów, w śródmieściu zamarło życie, a na Wełnianym Rynku, aby pozbyć się samochodów, służby miejskie ustawiły wzdłuż ulicy „pachołki” betonowe by uniemożliwić parkowanie przed tamtejszymi sklepami. Sprzedawcy po kilkudziesięciu latach handlu będą musieli pójść na bezrobocie.
Dobrobyt narodu bierze się z solidnej i wydajnej pracy, pod jednym warunkiem, że efekty tej pracy możemy łatwo spieniężyć. Do tego jednak potrzebny jest rynek zbytu, a ten coraz bardziej przechodzi w obce ręce. Na jednym z portali gorzowskich piszą: ”Oświetlenie, terakotę kupowałem w Leroy w Szczecinie lub w Poznaniu. W Gorzowie nie było w czym wybierać. Cieszę się, że w Gorzowie będzie ich sklep. Szkoda, że dopiero w 2021r.” Nie wiem z czego ten ktoś się cieszy, chyba z tego, że jego dzieci lub wnuki z wyższym wykształceniem będą miały pracę tu w Polsce przy sprzątaniu lub układaniu towaru na półkach zamiast wyjeżdżać na saksy do Niemiec czy na angielski zmywak. Ta wypowiedź pokazuje, jak małą wiedzę z ekonomii mają niektórzy, jak nie potrafią wyciągać wniosków z określonych sytuacji gospodarczych. Wolny handel jest narzędziem przejmowania rynków przez najsilniejszych, a w konsekwencji prowadzi do korporacyjnego monopolu. Jeżeli się prawie niczego nie wytwarza, to i nie ma czego sprzedawać. Na imporcie wszystkiego co tańsze niż u nas też daleko się nie zajedzie i dobrobytu nie zbuduje. Pierwszy, który zauważył to zjawisko w handlu z Chinami i światu oznajmił jest prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Tramp. Zrozumiał, że jeżeli dzisiaj nie powstrzyma tych globalistycznych procesów opanowujących rynki cenami dumpingowymi lub opartymi o niewolniczą pracę to skutki będą nieodwracalne. Dla wielu krajów opanowanych tanizną z Chin te skutki już są, a Polska lada moment do nich dokooptuje. Prezydent Tramp tę wojnę o rynek amerykański właśnie wywołał, bo dla gospodarki ten stan jest destrukcyjny. Patrzę na oplatającą nas pajęczynę sieci obcego handlu i jestem pewny, że w niedalekiej przyszłości czeka nas bój o gospodarcze przetrwanie lub wojna handlowa. Sektor materiałów budowlanych w większości jest w rękach zagranicznych, które dyktują nam w Gorzowie swoje warunki cenowe. Tam wcale nie jest taniej. W branży drogeryjnej też nie jest lepiej. Polskich drogerii już prawie nie ma; króluje Rossmann. Branżę spożywczą, jak pokazują dane LZ Retailyties, systematycznie przejmują Niemcy, to widać po rynku gorzowskim: gdzie nie spojrzysz tam Lidl. W całej Europie Środkowo-Wschodniej ponad połowa nowych powierzchni sklepowych należy do niemieckiej Grupy Schwarz, czyli Kauflanda i Lidla. W Gorzowie rynkowa pozycja Lidla razem z siostrzanym Kauflandem zbliża się do przewagi graniczącej z monopolem spożywczym. Lidl w Polsce przekracza liczbę 700 wielkich sklepów, a razem z Kauflandem mają 912. Te dwa giganty generują w naszym kraju przychody na poziomie ok. 30 mld złotych. Do tego trzeba dodać niemiecki Aldi z obrotami 1,3 mld zł i siecią 133 sklepów. Najgorzej, że prawie nie płacą podatków, ciągle mają straty(?). Dla naszej gospodarki jest to już poważną barierą rozwoju i tak groźną jak te, którym prezydent Tramp wywołał w USA wojnę handlową. Odradzanie się tożsamości narodowych w państwach Europy Środkowo Wschodniej prowadzi do coraz częstszych konfliktów z koncernami międzynarodowymi, które zawłaszczają dyktatorską rolę w goszczących je państwach. Ta konfrontacja wydaje się być nieunikniona. Korporacje opanowują coraz większe rynki i stają się silniejsze nie tylko od władz lokalnych, ale przede wszystkim od rządów. Ustalają zasady funkcjonowania gospodarki na własnych zasadach i w oparciu o lobbowane przepisy. Prof. Witold Orłowski powiedział: „(…) Kraje były dotychczas bezradne wobec korporacji,(…).” Jedynie prezydent Tramp nie przestraszył się tych międzynarodowych gigantów i próbuje ograniczyć ich wpływy. No, nie tylko prezydent Tramp, bo oto nasz premier Morawiecki zablokował na szczycie Rady Europejskiej klimatyczną propozycję KE zmierzającą do wprowadzenia tzw. neutralności klimatycznej do roku 2050. Przewodniczący NSZZ ”Solidarność„ Piotr Duda przesłał do Rządu RP dokument, w którym Komisja Krajowa m.in. pisze: „Zaakceptowanie drogi forsowania przez KE oraz najbogatsze kraje UE oznaczać będzie dla Polski katastrofę gospodarczą, m.in. konieczność likwidacji całych gałęzi przemysłu oraz drastyczny spadek poziomu życia naszych obywateli. (…) dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku oznacza dla polskiej gospodarki katastrofę.(…)” Niektórzy politycy UE mówią wyraźnie, że „Zielony Pakiet” przygotowany przez Komisje Europejską ma służyć ograniczeniu konkurencyjności ze strony państw Europy Środkowo Wschodniej. Ma jeszcze bardziej wzmocnić te już wypasione korporacje, które zaczynają rządzić nie tylko mniejszymi państwami, ale stają się hegemonami światowej ekonomii. Warto przeczytać książkę prof. Thomasa Piketty „Kapitał w XX wieku”, gdzie obnaża zachłanny międzynarodowy kapitalizm.
Wysoko należy cenić twarde stanowisko premiera Polski na klimatycznym szczycie UE, które było wielkim sukcesem stanowczości i wyrazem troski o polskie społeczeństwo: „Musimy brać pod uwagę koszty społeczne”. Powiedział po prostu non possumus dla polityki klimatycznej nastawionej na wielkie profity antywęglowej transformacji gospodarczej UE. Bez dalszego nękania Polski się jednak nie obeszło i zaczęły się pogróżki; przodował komisarz Timmermans z uczulonym na Polskę Emmanuelem Macronem, którego prezydenturze francuska ulica coraz bardziej zagraża. W jednym szeregu z Polską stanęły państwa wyszehradzkie, a ta koalicja wyraźnie się umacnia pod polskim przywództwem. Jest to ważne, bo najbogatsze państwa europejskie coraz bardziej obawiają się konkurencji dynamicznie rozwijających się państw Europy Środkowo Wschodniej. Nawet o tym co mamy jeść, decyduje kilka koncernów, które zdobyły monopolistyczną pozycję na rynku żywności i dzisiaj decydują co trafia na nasz talerz. Czy to co oferują nam do jedzenia jest zdrowe, czy jemy GMO, kto nas truje i dlaczego tzw. choroby cywilizacji opanowują społeczeństwo? Czy ktoś nas broni przed tą inwazją koncernów nastawionych tylko na zysk? Jak unikać trucicieli, które kontrolują jedną trzecią produkcji przetworzonej żywności. W końcu trzeba uruchomić nasze najważniejsze narzędzie kontroli jakim jest portfel i przestać dorzucać się do miliardowych zysków korporacji, które wcale naszego zdrowia na uwadze nie mają. Przecież 38 lat temu lekcję historii w czasie stanu wojennego odrobiliśmy, więc chcemy płacić firmom uczciwym, produkującym zdrową żywność, bez GMO, bez aluminium i różnych E-wzmacniaczy. Ale o tym napiszę w kolejnym EchoGorzowa.pl.
Augustyn Wiernicki