2014-09-03, Nasze rozmowy
Z Ryszardem Chwaliszem, przedsiębiorca i organizatorem pikników lotniczych w Trzebiczu Nowym, rozmawia Ryszard Romanowski.
- Od kiedy to przedsiębiorca Ryszard Chwalisz stał się lotnikiem i organizatorem samolotowych zlotów?
- W 1995 roku pojechałem z bratem na targi do Pragi. Sprzedawaliśmy lampy, które produkujemy z bratem w naszej firmie. Wcześniej produkowaliśmy je z ojcem, a brat zaczął później wchodzić w ten interes. Wieczorem wracaliśmy i zobaczyliśmy stojący lekki samolot. Pomyślałem, że chyba sobie taki samolot kupię. Minęły dwa miesiące i rzeczywiście kupiłem sobie samolot. Tak zaczęło się moje latanie.
- Samolot to wydatek podobny do dobrego samochodu, ale sam samolot to nie wszystko.
- Tak. Problemy zaczęły się później. Potrzebny był jakiś pas startowy i umiejętności. Na szczęście poznałem wspaniałych kolegów z aeroklubu poznańskiego a wśród nich szefa wyszkolenia Witka Sorokę, który wiele mnie nauczył. Spędziłem z nim w powietrzu wiele godzin. Tak zaczęło się latanie i organizowane prze ze mnie zloty. Pierwszy odbył się właśnie w 1995 roku. Wtedy była jedna motolotnia i mój samolocik, a i tak byliśmy zachwyceni. Tak powoli, powoli doszło do wydarzenia takiej rangi jak ostatni 24 zlot, w którym uczestniczyło tysiące ludzi i dziesiątki samolotów. Jeszcze niedawno był jubileuszowy 20 a już zbliża się 25.
- Podobno jest pan największym pracodawcą w okolicy?
- Chyba jednak nie jestem największym pracodawcą, ale jednym z najdłużej działających. W tym roku nadeszła taka fajna chwila, że obchodzimy 50 lecie firmy. Dokładnie pół wieku temu, 16 lipca założył ją mój ojciec. Szkoda, że nie dożył do tego jubileuszu. Pomagał mi się w ten biznes wciągnąć. Jak to z firmą, bywało różnie. Czasami bardzo ciężko a czasem wspaniale. Z górki i pod górkę.
- Ciągłe zmiany przepisów, kryzys, czy można w przypadku firmy mówić o jakiejś stabilizacji?
- Na szczęście firma zdążyła zdobyć taką renomę, że radzimy sobie nawet w ciężkich czasach. Mamy dobre kontakty. Wiele z nich zostało po ojcu, ale również są nowe. Są firmy, które z nami od lat współpracują. Mamy trzy zaprzyjaźnione firmy z Niemiec, które kupują od nas i wchodzą nowi odbiorcy. Robimy lampy i różne inne elementy oświetlenia. Zdobyliśmy na rynku zaufanie, co nie jest takie proste. Oczywiście są chwile ciężkie, łatwe i dobre ale jakoś sobie radzimy.
- W wielu miejscach, szczególnie na pikniku widać kobieca rękę
- Żona Ela dzieli moją pasję i razem organizujemy imprezy. Przy okazji prowadzi gastronomię tak że latem jest nam finansowo łatwiej, zimą trochę gorzej. Ale jakoś to idzie.
- Czy trudno pogodzić lotniczą pasję z prozą życia?
- Mój ojciec zawsze mówił: synek nie można się poddawać. Nie myśl, że będzie lekko. Mocno się tego trzymam i nie poddaję się w najtrudniejszych nawet sytuacjach. Może dzięki temu spełniły się moje marzenia.
- Latanie to jedna umiejętność a organizowanie dużych imprez to kolejna. Jak to się dzieje , że do Trzebicza przylatują nie tylko najznamienitsi piloci z całej Polski lecz również goście z różnych krajów Europy?
- Odwiedziłem bardzo dużo zlotów i przyjaciół którzy mają lotniska. Bywałem w różnych aeroklubach gdzie rozwijała się współpraca pilotów samolotów ultralekkich z całej Europy. Nauczyłem się bardzo dużo. Zaczęły przylatywać statki powietrzne z całego kontynentu. Ludzie robili sobie u nas przerwy w lotach. Coraz więcej pilotów zahaczało o nasze lotnisko i bardzo im się podobało. Tak nawiązywały się coraz to nowe kontakty. W tym roku mieliśmy również znakomitych gości z Danii. Leciało sobie 27 samolocików na rajd po Polsce, Niemczech, Czechach i Słowacji. Wylądowali, aby trochę u nas odpocząć. Mieliśmy gości z Francji. Gości z kraju i całej Europy jest bardzo dużo i z roku na rok coraz więcej. Z Niemcami współpracuje się doskonale. Musieli polubić Trzebicz. Jestem też jedynym w Polsce pilotem będącym jednocześnie członkiem aeroklubu niemieckiego. Wśród wielu wspaniałych postaci ze świata lotnictwa bywają w Trzebiczu piloci z kadry narodowej. W tym roku tradycyjnie już gościliśmy Darka i Sylwię Kędzierskich, ale już jako wicemistrzów świata. Może w zdobyciu 11 tegorocznych medali pomogły treningi w Trzebiczu. Co roku imprezę uświetnia nestor motolotniarstwa dr. inż. Zbigniew Czerwik. Chyba impreza się podoba.
- Tak ogromna impreza wymaga pomocy sponsorów. Jak wielkie firmy kojarzą lotnictwo?
- Jak na razie sponsorzy dopisują. Bez nich nie byłoby imprezy. Wśród firm , które nas wspomagają jest wiele wspaniałych osób a niektóre z nich również latają. Od lat współpracujemy z nadleśnictwem a i współpraca z samorządami dobrze się układa.
- Jako przedsiębiorca, organizator i pilot przeżył pan prawie wszystko, nawet lotniczy wypadek. Czy nie nachodziły myśli o zakończeniu kariery lotniczej?
- Tak w powietrzu przeszedłem wiele. Analizując swój wypadek dochodzę do wniosku, że przyczyną było chyba paliwo. Jakbym wtedy miał w zbiorniku dobre paliwo renomowanej firmy to bezpiecznie doleciałbym do celu Wtedy zrobiła się fatalna pogoda i silnik zaczął bardzo dużo palić. Zabrakło mi najwyżej 300 metrów. Wyraźnie widziałem bezpieczną łąkę, gdy nagle samolot zaczął przepadać. Przypomniałem sobie instruktora jak niegdyś mówił, aby ratować ludzi a nie dbać o samolot, który jest przecież ubezpieczony. Skierowałem się na drzewa. Dlatego poza rozbiciem samolotu nic się nie stało. Kontuzja nogi nie nastąpiła w rozbitym samolocie, a na przypadkowym kamieniu już na ziemi. Zupełnie nie zraziło mnie to do latania.
- Czy zostały jeszcze jakieś marzenia do zrealizowania?
- Mam coraz to nowe marzenia. Nie chcę na razie ich zdradzać. Wszystkie związane są z lotnictwem. Chociaż o jednym mogę powiedzieć. Chciałbym stworzyć szkołę modelarską dla dzieciaków, żeby miały zajęcie przez zimę. Zima jest bardzo długa. Jest ciemno, zła pogoda i marzenia o samolotach mogą zejść na odległy plan. Zwłaszcza, że na młodzież czyha wiele innych pokus. Znacznie łatwiej dostępnych. Tymczasem modelarstwo to wspaniała pasja i nauka zagadnień związanych z lotnictwem. Nie jest to tylko sposób spędzania wolnego czasu i nauka. Modelarstwo pomaga uwierzyć we własne siły i umiejętności. Chciałbym, aby na jubileuszowym pikniku nasze dzieciaki zaprezentowały jakieś swoje modele. Zaprosiłem modelarzy z Gorzowa może uda się ściągnąć instruktorów lub uzyskać od nich fachową pomoc w innej formie.
- Może to właśnie od modeli zaczyna się lotnicza pasja?
- Chyba tak .Większość pilotów i konstruktorów zaczynało od modelarstwa. Budowało się modele czasem nawet ukradkiem w różnych miejsca. Nie było światła, ale była płaska bateria i żaróweczka. To wystarczało.
Z prof. AJP dr hab. Dariuszem Rymarem, dyrektorem Archiwum Państwowego w Gorzowie, rozmawia Robert Borowy